Słowianie starożytni

W opublikowanej u schyłku zaborów Encyklopedii Staropolskiej pod hasłem „Słowianie starożytni, ich charakter, pojęcia i zwyczaje” umieszczony był cały znajdujący się poniżej tekst. Choć nikt wówczas nie śnił o genetyce, a archeologia była jeszcze w powijakach - wskazywanie starożytnych Słowian jako przodków Polaków nie było odbierane jako teorie spiskowe, czy też teorie w ogóle, lecz jako fakt i to fakt encyklopedyczny. Czytając zaś przytaczanych kronikarzy trudno jest nie dostrzegać podobieństw między starożytnymi mieszkańcami naszych ziem a Polakami.

Wenedowie – Słowianie – Polanie

Od I w. naszej ery, w dobie rozwoju cesarstwa rzymskiego, mnożą się wzmianki o Prasłowianach – Wenedach. Znajdujemy je u pisarzy rzymskich: G. Pliniusza, współcześnika cesarza Nerona (ok. 23–79), i K. Tacyta (55–120) oraz u pisarza greckiego K. Ptolemeusza (II w.). Jedną z pierwszych wiadomości o Słowianach przekazał historyk Gotów, Jordanes (VI w.). A pierwsze nazwy plemion prapolskich pochodzą ze źródeł prawie współczesnych Karolowi Wielkiemu.

Jak dzieje królowej Wandy, Popiela i Piastów Koszałek-Opałek, nadworny historyk Króla Jegomości Błystka, wyłożył

O tych ptakach mówią ludzie, że to były orły, ale w naszych starych księgach stoi, jako to były bociany, po równinach łąkowych brodzące, które tam sobie gniazda w obfitości słały. Jak było, tak było, dość że się cała ta kraina Lechią od owego Lecha poczęła zwać, a lud, który w niej mieszkał, też miano Lechitów przyjął. Chociaż sąsiedzi zwali go i Polanami także, iż był naród polnych oraczów i za pługiem chadzał. Co wszystko w naszych księgach starych pod pieczęcią stoi.

Przedświt muzyki polskiej

W zamierzchłe czasy przedchrześcijańskie przeniósł nas wczoraj znany badacz dziejów muzyki polskiej, p. Aleksander Poliński, rozwinąwszy w pięknym, wybornie opracowanym odczycie, p. t. „Przedświt muzyki polskiej”, zajmujący pogląd na zaranie pieśni naszej, która od owej odległej doby przebiegła liczne stopnie ewolucji, zanim rozpięła skrzydła do szerokiego lotu. (Odczyt prof. Aleksandra Polińskiego z 22 grudnia 1902 r.)

Napad Jutów

Ujrzeli nareszcie bielejące brzegi. Wśród nocy ciemnej śnili o tym widoku na dnie dwużaglowych statków obitych skórą fok i białych niedźwiedzi, jeleni, odyńców i byków - pośród tarcic napuszczonych smołą, gdy woda zamarzająca igłami kłuła golenie, a wicher morski zapierał oddech w gardzielach. W kolisku rozbestwionej burzy, gdy nagłe ryki i ponure łoskoty wybiegały z przepaści między wyniosłymi bałwany, jak gdyby łono ziemi, pod niewolą wiekuistą wód głębiny zawarte, przychodziło do głosu, śniła im się - której jeszcze nie deptali - garbata i od lasów rozchwianych falująca susza.