Z Grubej Berty w Wielką Lechię

Już z Grubej Berty wystrzał padł… ciśnie się na usta parafraza kultowego swego czasu wiersza Władysława Broniewskiego. Bo oto na duchowych potomków Kraka i Lecha plunął z lufy kalibru 420 mm medialny odpowiednik sztandarowego niegdyś produktu fabryki Kruppa. W kłębach dymu zamajaczyło widmo Starego Fryca. Z teorii Wielkiej Lechii miał nie pozostać kamień na kamieniu. Ale zamiast intelektualnej fali uderzeniowej otrzymaliśmy tylko porcję propagandy, która, najdelikatniej mówiąc, nie powala – nawet zwykłego czytelnika.

Nadzwyczajna kasta historyków kontratakuje

No i doigraliśmy się, potomkowie Lechitów! Próbowaliśmy dociekać prawdy o naszych korzeniach, próbowaliśmy łączyć fakty o świadectwach kopalnych, haplogrupach i koincydencjach językowych. Zwracaliśmy uwagę na dziwną niechęć naukowych establiszmętów do rzetelnego badania tego, co na naszych ziemiach działo się przed Anno Domini 966. W końcu kasta historyków urzędowo licencjonowanych nie wytrzymała i zrzuciła na nas bombę w postaci książki autorstwa Romana Żuchowicza. Ale zamiast eksplozji mającej zmieść nas z przestrzeni publicznej, rozległo się tylko pyknięcie i trzeba było na chwilę otworzyć okna. Bomba okazała się być tylko łajnobombą. Niemniej… lepiej ją zawczasu rozbroić.